wtorek, 7 marca 2017

Peeling do twarzy

Witam serdecznie,

jakiś czas temu zaczęłam używać nowego peelingu do twarzy. Peeling jest marki Bioamare. Kupiłam go jeszcze w ubiegłym roku i czekał aż skończę poprzedni.

Na początek parę słów ogólnie o produkcie. Peeling dostaniemy w przezroczystej tubce. Producent chwali się dobrym składem, peeling jest dosyć drogi, za tubkę o pojemności 75 ml zapłacimy 16-20zł. Kupiłam peeling z Kakaowca - domowa mikrodermabrazja. Zawiera korund i olej inca inchi. Jest to peeling nawilżający, przeznaczony do skóry suchej i normalnej. Sam produkt ma pomarańczowy kolor, granulki są bardzo drobno zmielone, z dodatkiem jakiejś oliwki. Jest to produkt w 100% organiczny.
Tubka z peelingiem
 Skład:
Prunus Amygdalus Dulcis Oil (Olej ze słodkich migdałów), Alumina (korund), Vitis Vinifera Seed Oil (olej z pestek winogron), Glycerina (gliceryna), Helianthus Annuus Seed Oil (olej słonecznikowy), Tocopheryl Acetate (witamina E), Aqua (woda), Sucrose Laurate, Theobroma Cacao Extract, Plukentia Volubilis (Sacha Inchi) Seed Oil, Orange Oil, Annato Seed Extract, Citral, Citronellol, Limonene, Linalool

Etykieta ze składem peelingu

Moja opinia:
Już na początek peeling mnie niemiło zaskoczył. Rozwarstwił się na trzy części - na samym dole sam pył/miał peelingujący, potem jakiś żel i na samej górze olejek/oliwka. Przy pierwszym użyciu nie wiedziałam że się rozwarstwił, nie pamiętałam w jakiej formie był gdy kupowałam - po prostu nie zwróciłam na to uwagi. Także pierwsze kilka właściwie razy użyłam samych "ziarenek" peelingujących. Efekt dosyć drastyczny i szorstki. Nie chciał się zbytnio rozprowadzać, był bardzo suchy.


Rozwarstwiony peeling
Zbliżenie na rozwarstwiony peeling
 

Potem gdy produktu ubyłu ociupinkę to w końcu udało mi się go jakoś wymieszać ściskając tubkę. Tu z koleji nie wiedziałam jak długo to powinnam mieszać i przy otwarciu wylała mi się masa olejku - dobrze że otworzyłam go nad wanną.



Peeling po wymieszaniu


Peeling po wymieszaniu
Nie używam peelingu codziennie, zwłaszcza tego, bo jest zbyt drobno zmielony i przez dobrą chwilę po jego zmyciu czuję, że skóra twarzy jest podrażniona, wręcz obolała. Natomiast nie powoduje jakiś zaczerwienień i raczej dobrze oczyszcza. Nie uczuliłam się na niego, nie wyskakują mi po nim żadne niedoskonałości, także swój główny cel spełnia bardzo dobrze. Przy kolejnym użyciu peeling znowu był rozwarstwiony i trzeba dosyć mocno i długo nim wstrząsać, żeby połączył się w formę, której da się używać. Taki połączony jest już dużo wygodniejszy w użyciu, łatwiej go rozprowadzić, chociaż jak dla mnie zbyt mocno czuć ten olejek pod palcami. Niestety w każdej formie bardzo ciężko mi go zmyć z twarzy wodą. Niby się zmywa, ale kilka razy muszę twarz przepłukać, i cały czas mam wrażenie, że drobinki gdzieś zostają. Zwłaszcza czuję jakby przy zmywaniu wpadały mi do oczu i muszę je dodatkowo przemywać. Ponadto opakowanie jest kiepskie. Może to tylko mój egzemplarz ale nie mogę dokładnie zamknąć tubki, ten bolec domykający nie chce wejść. Produkt zatem odpada na podróże, bałabym się że otworzy się w kosmetyczce i wszystko będzie w tym olejku.

Teraz pod koniec używania peelingu, jest jeszcze gorzej. Została maja olejku, żelu prawie nie ma, jest jeszcez sporo drobinek. Po wymieszaniu jest bardzo oleisty i w końcu łatwo go rozprowadzić, ale zmycie go zwykłą wodą jest niemal niemożliwe. Musiałam użyć żelu do mycia twarzy żeby jakoś się z nim uporać. Poza tym te miejsca, których nie umyłam żelem mają tłustą powłokę. Podejrzewam, że już go nie zużyję do końca i wrócę do tego, który używałam poprzednio.

Podsumowując, z jednej strony peeling spełnia założenia - oczyszcza skórę, nie podrażnia na dłużej, nie powoduje niedoskonałości. Natomiast z drugiej strony, jest dosyć drogi (ok. 20zł za 75 ml), tubka mała, nie da się jej zamknąć dokładnie. Głównymi wadami są rozwarstwianie produktu i problemy przy zmywaniu. A także to uczucie podrażnienia skóry zaraz po użyciu. Zdecydowanie nie kupię go ponownie. Produkt na tyle mnie zdegustował, że mocno też zastanowię się nad kupieniem jakiegoś innego produktu tej firmy.

Pozdrowienia od Zakupoholiczki na odwyku

sobota, 7 stycznia 2017

Tusze do rzęs, których już nie kupię

W dzisiejszym poście parę słów o totalnych porażkach makijażowych. Konkretnie będzie o tuszach do rzęs. Z moich początków makijażowych niezbyt miło wspominam Maybelline. Jakieś za gęste były dla mnie, zbyt sklejały rzęsy. Po prostu nie.
Potem długo używałam tuszy do rzęs Yves Rocher pogrubiających i tuszu Queen Attitude z Bourjois. Ten ostatni to mój zdecydowany ulubieniec pachnący szafirkami. Dobrze rozdzielał i wydłużał. Nie rozmazywał się i zasychał niemal od razu.
Niestety Queen Attitude jest już niedostępny stacjonarnie, a nie zawsze chce mi się go zamawiać online. Dlatego jestem w trakcie poszukiwań tuszu, który mi go zastąpi. Jak na razie poszukiwania idą w kratkę i na jeden tusz niezły przypada kilka złych :( Postanowiłam wypróbować najpierw kilka innych tuszy z Bourjois. O ile One Second był całkiem przyzwoity (trochę za bardzo się osypywał po paru godzinach, ale poza tym nie sklejał i dawał fajny ekekt pogrubienia i wydłużenia), to już dwa kolejne tusze tej marki po paru użyciach wylądowały w koszu. Pierwszy z nich to Mascara Volume Clubbing Waterproof - nie wiem czy występowała w wersji niewodoodpornej, ale ta, która kupiłam nie nadawała się do niczego. Tusz już po chwili się osypywał, przy zmywaniu było tylko gorzej. Cały tusz zamieniał się w płatki, które roznosiły się po całej twarzy. Drugi tusz to Volume Glamour Max Holidays Waterproof - to samo, tusz się osypuje, nie tak bardzo jak poprzednik ale dalej pojawiają się te wkurzające płatki pod okiem. Dodatkowo podrażniał mi oczy, przy soczewkach już po paru minutach coś mnie drapało w oko. Pewnie to kwestia tych osypujących się farfocli.
Skoro tusze Bourjois nie sprawdziły mi się, postanowiłam kupić coś tańszego - Studio Lash instant volume z Miss Sporty. No i kolejny niewypał. Efekt na rzęsach średni, za to czas jaki tusz potrzebuje na zaschnięcie na rzęsach był niebotycznie długi. Po 20 minutach dalej sie odbijał i brudził. Niestety nie jestem w stanie zaprzestać mrugania na tak długi czas, więc tusz poszedł w odstawkę.
Tym razem stwierdziłam, że kupię tusz z Yves Rocher - kiedyś je lubiłam. Wybrałam coś z nowych tuszy, czyli Mascara Volume Elixir, która ma wzmacniać rzęsy. Zamiast czarnego kolor brązowy (dawniej mój ulubiony na dzień). Okazało się to kolejnym niewypałem. Na początku myślałam, że tusz ma głównie dodawać objętości i się trochę zawiodłam, bo efekt na rzęsach był słaby. Bardzo sklejał, ledwo co pogrubiał i prawie nie wydłużał, a w dodatku strasznie ciężko maluje się szczoteczką, tusz prawie się na nią nie nabiera i nie chce osadzić się na rzęsach. Jest wszędzie wokół, tylko nie na nich, a powieka górna za każdym razem wyciapana. Poprostu średni tusz, który niewiele robił z moimi rzęsami. Potem doczytałam, że on ma wzmacniać rzęsy więc postanowiłam używać go dalej, żeby zobaczyć jak sobie poradzi. I tutaj tusz przeszedł samego siebie. Spieszyłam się na autobus i postanowiłam tylko rzęsy pomalować. Dosłownie pociągnęłam po nich tuszem raz czy dwa i poszłam się dalej szykować. Tusz miał jakieś 15minut na zaschnięcie i wydawało się że wszystko jest ok. Wychodząc nie zauważyłam żeby się rozmazał. Poszłam na przystanek, 15minut czekania przy -15 stopniach, plus 6 minutowa podróż autobusem. Weszłam do galerii handlowej i przeżyłam szok przechodząc koło pierwszego lustra. Cały tusz spłynął z rzęs i osadził się pod okiem, a także odbił plamy na górnej powiecie. Piękna panda, tylko że brązowa. Jedyny plus jaki mogę tu dać, to to że się bez problemu zmył ciepłą wodą. Nie wiem czy tusz nie zdąrzył zaschnąć przed wyjściem, czy postanowił zamarznąć na mrozie i się rozpuścić zaraz po wejściu do galerii, ale efekt był tragiczny. I  chociaż markę Yves-Rocher darzę sympatią i mam kilku swoich ulubieńców wśród ich produktów, to ten tusz do nich nie należy i nigdy więcej nie chcę go mieć koło siebie.

Także czeka mnie testowanie kolejnego tuszu i mam nadzieję, że będzie lepszy od poprzedników.


Pozdrowienia od Zakupoholiczki na odwyku

niedziela, 4 grudnia 2016

Szampon i odżywka Petal Fresh Organics plus parę słów o historii moich włosów

Bardzo często zmieniam kosmetyki do pielęgnacji włosów. Po części dlatego, że cały czas szukam czegoś idealnego, ale także lubię je poprostu zmieniać, tak żeby nie przyzwyczaić się zbytnio do jednego. Mam swoje ulubione, do których wracam, ale jakiejś super perełki jeszcze nie znalazłam.

Jakiś czas temu skończyły się szampon i odżywka do włosów, których aktualnie używałam. Przy robieniu zamówienia internetowego z tesco zawsze przeglądam wszystkie promocje i rzuciła mi się w oczy seria Petal Fresh Organics. Pomyślałam, że to idealny moment aby spróbować czegoś nowego. Zwykle wybieram kosmetyki bardziej naturalne i te właśnie takie się wydawały po opisie na stronie. A cena promocyjna 16,99 z 19,99 była dodatkowym atutem. Z kilku dostępnych rodzajów wybrałam szampon i odżywkę nawilżającą cytrusową. Gdy przyszło do odebrania zamówienia okazało się, że nie ma szamponu nawilżającego a w zamian mogę wybrać szampon do włosów farbowanych. Z racji, że też się wcześniej nad nim zastanawiałam, wzięłam zamiennik bez wahania. No i zależało mi na przetestowaniu i szamponu i odżywki z tej firmy.

Zanim przejdę do mojej opini o produktach, parę słów o moich włosach i o ich pielęgnacji. Włosy mam gęste i dosyć mocne. Miały gorsze momenty w swoim życiu, kiedy zmieniłam miejsce zamieszkania i nie umiałam o nie zadbać należycie. Mycie włosów samym szamponem już nie wystarczało. Nowa woda bardzo im zaszkodziła, przesuszyły się, zaczęły z czasem wypadać, puszyć się, a końcówki rozdwajać. Farbowanie włosów dodatkowo je obciążało. Ponadto zaczęłam mieć alergie na zwykłe szampony drogeryjne - swędziała mnie po nich nie tylko skóra głowy, ale także skóra rąk i nóg. Wystarczył kontakt ze spłukiwanymi z włosów produktami. Gdy od fryzjerki usłyszałam, że mam liche i cienkie włosy dopiero do mnie dotarło, że same się nie naprawią. Zaczęłam wtedy szukać nowych produktów do pielęgnacji. Trafiłam na Yves Rocher. Jedne szampony mi się sprawdzały lepiej, inne gorzej, ale raczej mnie nie uczulały. Bardzo polubiłam serię odbudowującą z jojoba. Używałam poza szamponem i odżywką, także olejku i maski. Przestałam też farbować włosy. Chwilami zamieniałam ją na szampon łubinowy na wypadające włosy i raz skorzystałam też z kuracji ampułek na wypadające włosy. Po pewnym czasie stan moich włosów wrócił do całkiem przyzwoitego poziomu. Znajomi dziwili się skąd mam takie gęste włosy, ale one poprostu zaczęły wracać do swojego dawnego stanu. Ja tego "łał" jeszcze nie widziałam.

W ostatnie wakacje postanowiłam znowu zafarbować włosy i to był najgorszy błąd w moim życiu. Po farbowaniu pierwszy raz w życiu miałam totalne siano na głowie, które nie chciało się rozczesać. Chyba każdy włos się rozdwajał. Fryzjerka musiała mi ściąć z dobre 20cm, a ścięła by pewnie więcej gdybym nie oponowała, że chcę zachować długie włosy, bo w krótkich czuję się źle. Znowu powróciłam do odbudowującej serii z Yves Rocher. Włosy myję zawsze dwa razy szamponem. Ale zaczęłam używać dwóch różnych. Najpierw cokolwiek, żeby je oczyścić (najczęściej także z Yves Rocher, ale te mniej gęste i kremowe), a drugi raz bardziej odbudowujące szampony. Potem odżywka i maska na kilka minut. Powoli dochodziły do siebie. Przed Bożym Narodzeniem zakupiłam niebieski zestaw z Dove nawilżający włosy (szampon, odżywkę i suflet). Muszę powiedzieć, że był to bardzo dobry zakup. Chociaż te produkty są dosyć drogie to w promocji dostałam cały zestaw za 30zł. W styczniu zaczęłam ich używać i to naprawdę pomogło moim włosom. Przy moich długich włosach (wtedy za łopatki) stosując szampon z serii jako ten drugi mogłam brać go naprawdę niewiele i jedno opakowanie starczyło mi na jakieś 4 miesiące (to chyba rekord wydajności, bo zwykle dwa szampony na miesiąc zużywam :P ). Kondycja włosów się poprawiła, nie rozdwajały się już tak bardzo i lekko zgęstniały. Gdy produkty z Dove się skończyły czekałam na jakąś promocję z nimi i używałam w między czasie innych szamponów. Chociaż dorwałam je w końcu na promocji (może nie tak wielkiej, ale i tak nie najgorszej) to na razie postanowiłam ich nie używać.

O historii chyba już starczy. Wróćmy do głównego tematu.

Buteleczki z szamponem i odżywką są zielone, z białą etykietą. Mają całkiem przyjemne otwieranie, takie przeskakujące wciskane (nie wiem jak to inaczej nazwać). Nie trzeba nic podważać paznokciami, dla mnie bardzo wygodne rozwiązanie. Szampon ma lekką formułę, jest przezroczysty. Odżywka ma taki lekko zabielony odcień, jest bardzo lekka jak na tego typu produkt.

Moje pierwsze wrażenia z użycia produktów Petal Fresh Organics nie były najlepsze. Szampon miał całkiem przyjemny zapach, ale włosy po nim wydawały mi się jakieś dziwne, jakby szorstkie. Sięgnęłam po odżywkę i tu kolejna niemiła niespodzianka, cytrusowy zapach w moim odczuciu nie był zbyt przyjemny, kojarzył mi się ze środkami do mycia toalet. Nie miałam ochoty go nakładać na włosy, ale był już wyciśnięty na rękę i szkoda mi było wyrzucać. Przy rozczesywaniu włosy były trochę bardziej poplątane niż zwykle, ale rozczesać się dały. Nie zauważyłam jakiegoś super efektu po pierwszym użyciu, ale chyba żaden produkt go nie zapewnia. Mimo obaw co do zapachu i stanu włosów przy myciu postanowiłam dać szansę produktom Petal Fresh Organics i używać ich dalej. W końcu produkt mnie nie uczulił, co było jego niewątpliwą zaletą.

Z każdym kolejnym użyciem ten dziwny "cytrusowy" zapach odżywki przeszkadzał mi coraz mniej. Nie mogę powiedzieć, że zaczął mi się podobać, ale już nie odrzuca mnie przy otwarciu buteleczki. Z włosów też szybko wietrzeje. Po spłukaniu szamponu włosy nie są już szorstkie w dotyku, a raczej takie śliskie, chociaż ciężko po nich ręką przesunąć, bo mam wrażenie że się łapie. Poza tym czas jaki może upłynąć od ostatniego mycia włosów wydłużył się u mnie z 2 do 3 dni, a nawet czasem 4 dnia nie wydają się jakieś mega tłuste. I tak staram się myć włosy co drugi dzień, ale jeśli nie mam czasu to naprawdę spokojnie trzeciego dnia mogę w nich chodzić i nie widać wielkiej różnicy.

Używając serii regularnie włosy stały się bardziej miękkie i błyszczące. Dalej trochę bardziej muszę się napracować przy ich rozczesywaniu, ale to zawsze była u nich problematyczna kwestia. Ponadto dostaję ostatnio bardzo wiele komplementów na temat moich włosów od znajomych ale i od obcych osób na ulicy czy w sklepie. A to chyba pierwszy raz w życiu. Mimo, że włosy mam gęste i wydawały mi się zawsze w miarę ładne to tak naprawdę nikt ich nigdy nie komplementował.

Podsumowując:

Do zalet odżywki i szamponu Petal Fresh Organica należą:
- lekka formuła
- wydajność (używam ich już chyba ponad drugi miesiąc)
- wygładza włosy
- nadaje blasku
- skład
- dobrze nawilża i odżywia włosy
- włosy nieprzetłuszczają się tak szybko

Wady:
- cena
- dostępność (widziałam je tylko w tesco internetowym, ale może nie szukałam zbyt dokładnie)
- zapach odżywki cytrusowej (nie wiem jak pachnie szampon cytrusowy)
- mogłyby bardziej ułatwiać rozczesywanie

Nie wiem czy to kwestia zmiany szamponu i odżywki na produkty Petal Fresh Organics wpłynęła tak pozytywnie na moje włosy czy to zupełnie coś innego, ale postanowiłam, że wypróbuję też inne ich serie produktów do pielęgnacji włosów.


Pozdrowienia dla wszystkich od Zakupoholiczki na odwyku :)

czwartek, 6 października 2016

Zmywacz do paznokci w płatkach Isana - Aktualizacja

Jak obiecałam dodaję aktualizację jak zmywacz poradził sobie z mocniejszymi odcieniami lakierów.


Lakier na paznokciach trzymał się zadziwiająco długo jak na mnie, bo jakieś 4-5 dni. Ale w końcu przyszła pora go zmyć bo zaczęły pojawiać się widoczne odpryski.

Znowu sięgnęłam po zmywacz Isana w płatkach. Zapach dalej jest przyjemnie słodki, kwiatowo-owocowy. Tym razem uważałam i wzięłam tylko jeden płatek. Pierwsze 5 palców zmył bez problemu. Przy drugiej ręce miałam wrażenie, że niektóre miejsca na płatku już wyschły albo oddały cały płyn. Ale mimo tego, że płatek był mega kolorowy i brudny to dalej zmywał.

W sumie dopiero dwa ostatnie panokcie szły opornie i poddałam się :) Wzięłam drugi płatek i już nim domyłam na czysto. Ale brakło mi chyba tylko cierpliwości bo drugi płatek był ledwo co zabrudzony. Następnym razem postaram się użyć tylko jednego. Paznokcie po zabiegu tak jak poprzednio nie są wysuszone i nie zauważyłam żeby się obieliły czy zmatowiły.

Jak podejrzewałam z czerwonymi lakierami było trochę gorzej - kolor dłużej był widoczny i rozmazywał się trochę. Ale finalnie i z tym zmywacz sobie poradził. Zauważyłam jeszcze, że trzeba uważać przy zmywaniu żeby palce nie były skaleczone, bo wtedy szczypie. Ale tak jest chyba także przy zwykłym zmywaczu (dawno nie używałam i już nie pamiętam).

Podsumowując z produktu jestem nadal zadowolona i na pewno go kupię ponownie. W sumie to już kupiłam na zapas ;) A zapach zmywacza jest dodatkowym atutem, który powoduje, że zmywanie paznokci to prawdziwa przyjemność, którą mogłabym przeciągać w nieskończoność.

Pozdrowienia od Zakupoholiczki na odwyku

poniedziałek, 3 października 2016

Bo nowe nie zawsze znaczy lepsze

W ubiegłym tygodniu po dłuższej przerwie postanowiłam złożyć zamówienie w sklepie internetowym Yves Rocher. Dostałam bon rabatowy z możliwością wyboru dowolnej rzeczy za 1zł, także idealna okazja aby kupić perfumy, które już od jakiegoś czasu za mną chodziły. Gdy weszłam na ich stronę, pojawiła się nowa szata graficzna, nowe zakładki itp. Wszystko wygląda inaczej niż dawniej, niektóre produkty zmieniły swoje miejsce i jestem w stanie je znaleźć tylko przez wyszukiwarkę. Nie był to dla mnie jeszcze jakiś duży problem, ale jednak spowodował, że sprawdzenie cen produktów, które chciałam kupić zajęło więcej czasu niż poprzednio. No ale mówi się trudno, trzeba się przyzwyczaić i już. Zamówienie złożone, opłacone i czekamy.

Po paru dniach postanowiłam sprawdzić na stronie stan zamówienia, czy przelew dotarł, czy jest realizowane itd, bo czasem zdarzają się jakieś błędy. Okazało się to niemożliwe. Po modyfikacji systemu na nowy zakładka z historią zamówień została wyłączona. Teraz aby sprawdzić stan zamówienia trzeba dzwonić do konsultanki albo pisać maila. Wybrałam tę pierwszą opcję, bo zależało mi na czasie. Dopiero po spędzeniu około 15 minut przy telefonie wybierając po raz kolejny numer i kilku dzwonkach udało mi się dodzwonić. Konsultantka była miła i sama zaoferowała, że może sprawdzić stan zamówienia. Dowiedziałam się, że jest ono już spakowane i będzie odebrane przez kuriera w ciągu dwóch dni. Także mogę sobie spokojnie założyć że najwcześniej dostanę je w środę i nie będę musiała się stresować za każdym razem gdy wychodzę, że może pojawić się kurier.

Podsumowując, 15 minut czekania plus 3 minuty rozmowy to może nie jest zbyt długo, dostałam też przecież dokładniejszą odpowiedź niż na stronie. Ale dawniej podobna operacja zajmowała mi 30 sekund. Wystarczyło wejść na konto i zobaczyć historię. Dopiero gdy był jakiś problem można było dzwonić. A teraz każdy kto chce sprawdzić stan zamówienia musi zadzwonić lub napisać maila, co znacząco wydłuża czas otrzymania odpowiedzi. Dodatkowo trzeba mieć przed oczami numer zamówienia, bo bez tego może być problem. I niby wszystko fajnie, jest nowocześniej, strona dostosowana do smartphone'ów, ale sam fakt wyłączenia zakładki z historią zamówień sprawia, że poprzednia była dla mnie lepsza ;)

Pozdrowienia od Zakupoholiczki na odwyku

niedziela, 2 października 2016

Zmywacz do paznokci Isana w płatkach - gdy nie możesz zdzierżyć zapachu zwykłego zmywacza

Długo myślałam i nie mogłam się zdecydować o czym powinien być mój pierwszy post. Chyba o tym co odkryłam ostatnio. Zanim przejdę do meritum parę słów wstępu. Kiedyś bardzo lubiłam malować paznokcie, moje były mocne i długie, więc z warstwą lakieru wyglądały niemal jak tipsy. Kiedy przeprowadziłam się do innego miasta na studia, ich stan zdecydowanie się pogorszył. Jak i stan mojej skóry i włosów - ale o tym kiedy indziej. W końcu postanowiłam zaprzestać malowania paznokci na pewien czas. W jakimś stopniu im to pomogło. Kiedy chciałam wrócić do lakierów, okazało się, że wszelkie zmywacze acetonowe czy nie, bardzo źle na mnie działają. Wdychanie tego specyficznego ostrego zapachu wywoływało u mnie ból głowy, a czasem także zawroty głowy. Ponadto paznokcie też źle reagowały na zmywacze - robiły się wysuszone, dziwnie obielone i matowe. Musiałam odstawić malowanie paznokci, nawet odżywką, bo kiedys trzeba ją zmyć, a tego zdzierżyć nie mogłam.
I tak moje pazurki były pozostawione same sobie, co nie powiem w jakimś stopniu pozwoliło im odżyć, ale lakiery smętnie czekały w pudełku nieużywane, a ja nie wiedziałam jak tu poradzić sobie z problemem ich zmywania. Na pytania o bezzapachowy zmywacz lub taki pozbawiony typowego zapachu, panie w drogeriach zawsze odpowiadały, że nic takiego nie ma, że nie wiedzą o co mi chodzi, że nie znają. Zniechęcona porzuciłam temat. Ale przyszła pora na porządki i gdy przejrzałam te moje lakiery to stwierdziłam, że musi coś być.


 W internecie znalazłam informacje o bezzpachowym zmywaczu w płatkach, który ponoć świetnie działa i nie posiada typowo zmywaczowego zapachu. Ucieszona zaczęłam znowu odwiedzać drogerie, ale po raz kolejny okazało się, że nikt nic nie wie. Natrafiłam jednak na informacje o może nie bezzapachowym zmywaczu, ale o zmywaczu który pachnie ładnie. Tak, to naprawdę możliwe, żeby zmywacz do paznokci pachniał ładnie. I tu właśnie pojawia się bohater dzisisejszego wpisu czyli Zmywacz do paznokci w płatkach firmy Isana. Na początek trochę informacji ogólnych.
Produkt dostępny jest w sieci drogerii Rossmann za około 4,50zł. Posiada 30 cieniutkich płatków nasączonych płynem do zmywania lakieru.


Płatki znajdują się w plastikowym pudełeczku w kolorze różowym. Pokrywka jest odkręcana a pod nią znajduje się sreberko/folia posrebrzana, która szczelnie przyklejona do opakowania zabezpiecza płatki przed ich wysuszeniem zanim zaczniemy produkt używać. Także kupując płatki mamy pewność, że nikt ich nie dotykał i nie powinny być wysuszone.



A teraz moja opinia.
Otwierając pudełko bardzo miło zaskoczyło mnie to, że posiada ono wspomnianą wcześniej folię pod pokrywką. Po jej zerwaniu poczułam bardzo przyjemny słodki kwiatowo-owocowy zapach, coś jak landrynki czy fanta. Postanowiłam następnego dnia pomalować paznokcie (czarny, brązy, nude i oliwkowa zieleń) i zmyć je wieczorem aby zobaczyć czy płatki sobie poradzą. Paznokcie były pomalowane warstwą odżywki i jedną warstwą lakieru.
Niestety nie zrobiłam zdjęcia tamtych kolorów na paznokciach, ale użyłam poniższych lakierów:

 
Okazało się, że płatki radzą sobie całkiem dobrze. Dwa płatki na raz wystarczyły mi do dokładnego zmycia 10 paznokci bez większych problemów, a sam proces był całkiem przyjemny. Dlaczego dwa płatki? Bo są tak cienkie, że przez pomyłkę wyciągnęłam dwa i dopiero pod koniec zmywania to zauważyłam. Zmywacz nie ma typowej konsystencji płynnej, jest lekko oleisty - przypomina mi płyn dwufazowy do zmywania makijażu oczu z firmy Yves Rocher, pozostawia taki lekko tłusty film. W moim odczuciu był to całkiem fajny efekt, paznokcie nie wysuszyły się, Są dalej takie same jak przed malowaniem i zmywaniem lakieru. Nie obieliły się ani nie zmatowiły.


 
Zmywacz będę dalej testować, ale mam wrażenie, że jest to miłość od pierwszego wejrzenia, a właściwie zmywania :)

Do niewątpliwych plusów tego produktu mogę zaliczyć to, że:
  • pachnie kwiatowo-owocowo, jest pozbawiony zapachu tradycyjnych zmywaczy
  • zamknięty jest w poręcznym pudełeczku, a forma płatków świetnie sprawdzi się także na wyjazdach czy w damskiej torebce - całość jest lekka, nie wymaga dodatkowych akcesoriów i mamy pewność, że nic się nie rozleje, będziemy mogły po nie sięgać w każdej chwili
  • nie wysusza i nie matowi paznokci
  • trochę je natłuszcza/nawilża
  • zmywa ciemne kolory
  • jest dostępny w sieci drogerii Rossmann
Wad na razie nie widzę. No może to, że te płatki są bardzo ale to bardzo cienkie i można przez pomyłkę wyciągnąć więcej niż jeden. Co do ceny - 4,50zł może wydawać się drogo, nie wiem jak będzie z wydajnością, ale jeśli ma mi to wystarczyć na 30 użyć, czy nawet połowę tego, to jestem zadowolona. Nie maluję paznokci codziennie i na 2-3 miesiące powinno mi wystarczyć jedno opakowanie. Poza tym zawsze można na zapas zmywacz kupić na promocji -49% w rossmannie. A cena ok. 2,50 jest już dla mnie bardzo atrakcyjna.

Za kilka dni wrzucę notkę jak zmywacz poradzi sobie z takimi odcieniami:


Pozdrowienia od Zakupoholiczniki na odwyku

sobota, 1 października 2016

Witam serdecznie na moim blogu

Witam serdecznie na moim blogu.

Jak sama nazwa wskazuje jestem niepoprawną zakupoholiczką wyprzedażową. Uwielbiam przeceny i wszelkie okazje zakupowe. Postanowiłam teraz trochę przystopować i nie wykupywać od razu całego sklepu gdy tylko się w nim pojawię :P Ale zakupy lubię robić więc głównie o tym będzie ten blog. O wyprzedażach, o nowych zdobyczach jak i rzeczach, które już posiadam, o wszelkich upolowanych perełkach. Będzie kosmetycznie, makijażowo, ubraniowo i domowo. Nie jestem profesjonalistką jeśli chodzi o jakąkolwiek z tych rzeczy, ale mam nadzieję, że moje wpisy przypadną wam do gustu i zostaniecie na dłużej.

Pozdrowienia dla wszystkich od Zakupoholiczki na odwyku :)